Rejestracja
Forum Forum o sporcie Strona Główna
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj
Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  Forum Forum o sporcie Strona Główna » Piłka nożna

Autor Wiadomość
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 13:12, 05 Paź 2007 Back to top

W Poznaniu "poszedł" komplet biletów, w Łodzi prawie bili się w kolejce przed derbami, a w najbliższy weekend może paść rekord frekwencji. Nie zostanie przekroczona upragniona przeze mnie bariera 100 000 widzów na jednej kolejce, ale 90 tysięcy wydaje się być pewne jak w banku. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z prezesem Ekstraklasy SA, panem Andrzejem Ruska On moje sto tysięcy uznał tylko za kroczek, krok to dla niego 150 tysięcy widzów. Patrząc na powolne, ale jednak nieodwołalnie postępujące zmiany, jest to możliwe - pisze na łamach Przeglądu Sportowego Grzegorz Kalinowski.

Oczywiście część "publicystów" powie, że to nieprawdopodobne, bo trybuny stają się bezbarwne i kibice tą bezbarwnością znudzeni i rozczarowani wyjdą raz na zawsze ze stadionów. Ich miejsca zajmą nudziarze, którzy dobiją polską ligową piłkę... W Niemczech doszło do takiej właśnie tragedii. Przy okazji meczu Legia - Borussia rozmawiałem z przedstawicielami Bundesligi, którzy opowiadali do czego doprowadziło sztywne, teutońskie przestrzeganie prawa i stadionowych przepisów.

Skutkiem tej nieodpowiedzialnej działalności stało się zapełnienie stadionów Bundesligi (także tej II) i wyforsowanie się niemieckiej ligi na pierwsze miejsce w Europie. Ponad ćwierć miliona ogłupiałych, zmanipulowanych przez zarządy klubów i władze ligi ludzi na każdej kolejce!

Doprowadzili do tego ludzie pokroju Andrzeja Tomaszewskiego, obserwatora PZPN, który (tu cytat z ogólnopolskiej niestety gazety) "skompromitował się", usiłując zdjąć chuligańskie transparenty przed meczem Jagiellonia - Widzew. We Włoszech na przykład już na dzień przed meczem kompromitują się wspólnie policja, organizatorzy i kibice, bo wspólnie oglądają transparenty i wybierają tylko te, które nadają się do upublicznienia. Ideał sięgnął bruku, a nawet przebił go na wylot, gdy konfidenci wydali bojownika Juve, który w czasie meczu miotał racą. Wszystko zmierza w kierunku już nie opery, ale o zgrozo banku, instytucji, której progu nie można przekroczyć w kapturze, szaliku na twarzy bądź kominiarce gwarantujących niezbywalne prawo do anonimowości A jeśli jednak ludzie będą chodzić na stadiony? Domorośli rewolucjoniści i socjologowie zaczną wtedy zadawać sobie pytanie, co sprawiło, że społeczeństwo znów dało się zmanipulować i uwierzyło, że zwykłe oglądanie kopaczy w reżimie przypominającym teatr skrzyżowanym z bankiem może być atrakcyjne.


źródło: Przegląd Sportowy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 15:27, 05 Paź 2007 Back to top

"Cenzura na Łazienkowskiej?"

Od początku sezonu na stadionie Legii trwa protest kibiców przeciwko polityce władz klubu. Nie dopingują, ale... chwilami głośno wykrzykują hasła, których treść nie podoba się działaczom. Inicjatorów tych okrzyków chcą usunąć ze stadionu. W dniu dzisiejszym otrzymaliśmy od kibica list, w którym przekazał nam informację o tym, że dyrektor do spraw bezpieczeństwa poinformował go iż w przypadku ponownego wzniesienia okrzyku "Walter. Co? Mordo ty moja" i jemu podobnych otrzyma zakaz wejścia na teren stadionu Legii.
Tradycją meczów na stadionie przy ul. Łazienkowskiej był "dialog" prowadzony pomiędzy trybunami krytą i odkrytą. Kibice z jednej pytali, a druga strona odpowiadała. Teraz widzowie na trybunie odkrytej przez większą część spotkań milczą w proteście przeciwko polityce władz klubu, które m.in. zakazały wstępu na stadion osobom odpowiedzialnym za oprawy meczowe. Czasami jednak skandują różne hasła.

Obraźliwa morda?
"Walter? Co? Mordo ty moja"! – taki "dialog" trybun miał miejsce podczas ostatnich meczów Legii z GKS Bełchatów i Borussią Dortmund. Okrzyki nie spodobały się właścicielom klubu (Mariusz Walter jest jednym z nich) i dlatego dyrektor ds. bezpieczeństwa KP Legia Stefan Dziewulski wezwał do siebie kibica, który je intonował.
– Usłyszałem, że panowie Walter i Dziewulski nie życzą sobie, aby padały takie epitety – mówi Karol, wokół którego powstało całe zamieszanie. – Jeśli jeszcze raz będę intonował podobne okrzyki, zostanę pozbawiony możliwości wejścia na stadion. Dziwne, przecież nie były one ani wulgarne, ani obraźliwe. To parafraza motywu ze spotów wyborczych trwającej właśnie kampanii, a nawiązująca do sporu toczonego między kibicami a współwłaścicielem koncernu ITI – twierdzi kibic.

– Dlaczego pokazanie zabawnych i ironicznych zwrotów dotyczących polityków i biznesmenów milionom telewidzów nie oznacza dla ich autorów żadnych konsekwencji, choć odnoszą się do powszechnie znanych postaci, a podobny okrzyk na stadionie w centrum Warszawy grozi ograniczeniem moich swobód? Czy na stadionie Legii obowiązuje prawo RP, w tym szczególnie art. 54 konstytucji? (dotyczący głównie wolności wypowiedzi – przyp. red.) – dodaje Karol.

Rynsztokowy żart
– Na stadionie nie można nikogo obrażać. Stefan Dziewulski ma w zakresie swoich obowiązków dbanie o bezpieczeństwo i o to, by klub nie płacił kar za obrażanie kogokolwiek – tłumaczy Jarosław Ostrowski, członek zarządu KP Legia.
– Krótka rozmowa wychowawcza z kibicem miała podkreślić, że nie jest to najlepsza forma dialogu. To hasło kojarzy się negatywnie. Żart na poziomie rynsztoka. Reklama telewizyjna ma za zadanie obrażać konkurentów politycznych, oznacza też jakieś nielegalne działania. Osoby zwracające się w niej do siebie robią lewe interesy. Kibice wykrzykujący te hasła powinni pójść po rozum do głowy. Tego rodzaju żarty nikogo nie zachęcają, a wręcz przeciwnie – dodaje Jarosław Ostrowski.

Życie Warszawy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 12:53, 22 Paź 2007 Back to top

Kibol i fajne dziewczyny
Rafał Stec
2007-10-22, ostatnia aktualizacja 2007-10-22 01:05




Bywalcy tzw. żylety, czyli najsławniejszej trybuny Legii Warszawa, kontynuują swój - jak go nazywają - protest, ale nie wystarcza im już "tylko" nie wspierać piłkarzy dopingiem. Znudzeni biegają po całym sektorze, wyśpiewują nonsensy o właścicielu klubu, który uratował go przed bankructwem, etc. Zapaskudzają widowisko, potwierdzając nie tylko moje przypuszczenia, że sportem się kompletnie nie interesują.

Ilekroć oglądam ich - osobników podających się za najwierniejszych fanów - żenujące popisy, nurtuje mnie pytanie, ilu spośród protestujących przeszkadza swojej drużynie z głębokiego przekonania, że czynią słusznie, a ilu ulega nielicznym prowodyrom - pragnącym utrzymać władzę przywódcom stada. Ulegających presji musi być sporo, oczywiście jeśli założyć, iż pierwotnym impulsem prowadzącym na stadion jest jednak fascynacja piłką nożną. Oni dają sobie namieszać w głowach albo są zastraszani i szantażowani. Tak się dzieje wszędzie, gdzie toczy się walka o kibicowski rząd dusz. Niedawno bliźniaczy do warszawskiego bunt zaordynowali kibolscy bossowie z mediolańskiego San Siro, na których zlecenie zamilkła słynna Curva Sud - sektor z łuku południowego, tradycyjnie zaludniany przez najwierniejszych sympatyków AC Milan.

Dowiedziawszy się o tym, zbaraniałem - jak można nie fetować Kaki?! - i tkwiłem w zbaranieniu dopóty, dopóki do włoskich gazet nie napłynęły listy od zniesmaczonych i zdesperowanych kibiców. Okazało się, że ci, którzy mimo akcji protestacyjnej spontanicznie intonowali dopingowe przyśpiewki, byli przymuszani do milczenia przez stadionowych bandytów. Bandytów w sensie dosłownym, bo często mających kryminalną przeszłość. To oni toczyli swoją prywatną wojnę, normalni kibice chcieli się bawić.

Mediolańscy kibole żądali wpływów z biletów oraz rozmaitych przywilejów dających im wpływ na politykę klubu. Ich pozycja osłabła, kiedy Milan zaczął stosować się do zaleceń tzw. dekretu Amato - prawa mającego oczyścić stadiony z agresji i przemocy, które od lat prowokują wokół stadionów krwawe incydenty, ale całą Italią wstrząsnęła dopiero śmierć policjanta Filippo Racitiego zabitego podczas derbów Sycylii. Włosi zabierali się za leczenie kibolskiej gangreny opieszale, ale kiedy się wreszcie zabrali, wybuchła prawdziwa wojna. Prezes Milanu Adriano Galliani usłyszał tyle pogróżek, że dostał całodobową ochronę.

Działaczom Legii bandyci też grożą, a łączących realia włoskie i polskie analogii jest znacznie więcej. "Żyleta" chce wymusić cofnięcie zakazu stadionowego nałożonego na jednego z kibicowskich wodzirejów, fani z Mediolanu bronili siedmiu kumpli aresztowanych za inspirowanie burd. Na tym samym San Siro piłkarze Interu zagrali w sobotę przy pustej Curva Nord (fanatycy nerazzurich siedzą na łuku przeciwległym do trybuny Milanu), bo tamtejsze władze po raz pierwszy w historii zamknęły pojedynczy sektor, karząc mediolańczyków za obraźliwe transparenty pod adresem mieszkańców Neapolu. Interiści zwymyślali gości z Napoli od gruźlików i nazywali ich miasto "rynsztokiem Italii", co notabene - choć nie jest najbardziej wytwornym sposobem wyrażania dezaprobaty - brzmi raczej niewinnie przy hasłach i symbolach typowych dla naszej ligi, czasem o proweniencji kryminalnej, czasem faszyzujących. W obu krajach część kibiców nie wyobraża sobie też meczów bez odpalania rac, choć w obu krajach wnoszenia na stadion pirotechniki zakazuje prawo.

Całość jest w istocie sporem o władzę. O to, kto wyznaczy styl kibicowania, kto wygra rywalizację między wulgarną, przepojoną nienawiścią ideologią traktowania meczów piłkarskich jak wojny plemienne a koncepcją przeobrażania stadionów w schludne kompleksy rozrywkowe. Pierwszy wariant zdominował i zrujnował reputację włoskiego calcio. Drugi najdoskonalej spełnia się w Anglii, która produkuje najbardziej spektakularne i najbardziej dochodowe rozgrywki ligowe świata.

My też musimy wybrać. Chcemy barbarzyństwa południowców, którym race najczęściej służą do dobrej zabawy, ale niekiedy spadają także na głowy piłkarzy? Czy wolimy cywilizowaną kibicowską kulturę wyspiarzy, którzy świetnie się bawią mimo braku petard i flag z jakże dobrze nam znanym, uroczym hasłem "Pozdrowienia do więzienia"? Lub innymi jego wariacjami - jak np. widziany w miniony weekend na obiekcie chorzowskiego Ruchu apel "Stop policyjnym konfidentom z GKS"?

Mecz Ruchu z Bełchatowem nie powinien się w ogóle rozpocząć, dopóki ten transparent wisiał na trybunach. Dla klimatów więzienno-kryminalnych na stadionach nie może być miejsca, podobnie jak nie może być go dla chuligaństwa, wandalizmu i agresji - nawet wulgaryzmy, pewnie nieuniknione, trzeba zepchnąć na margines.

Jakiś czas mój redakcyjny kolega Radek Leniarski prowadził krucjatę przeciw przesadnie wysokim cenom biletów na mecz Polska - Kazachstan. Wściekł się, kiedy za wejściówki dla niego i dwóch córek na trybunę krytą stadionu Legii PZPN zażądał tysiąca złotych. Wściekł się, bo nie przyszło mu nawet do głowy, że może kupić bilety na tańsze sektory. Jemu i wielu innym kibicom, którzy futbol oglądają tylko w telewizji, stadion kojarzy się z obyczajami zbyt rynsztokowymi, by zaprowadzić nań własne dzieci i posadzić w pierwszym lepszym miejscu. Oni nie chodzą na mecze nie dlatego, że się chuliganów boją. Dla nich niepójście to kwestia smaku.

Kiedy Radek wojował z PZPN-em, ja zwiedzałem ligę hiszpańską. Na Santiago Bernabeu i Camp Nou czułem się jak w multipleksie, na Mestalla w Walencji - prawie jak w multipleksie, ale największy szok przeżyłem na meczu Atletico Madryt - Osasuna Pampeluna. W polu mojego widzenia było więcej kibicek niż kibiców.

Tego potrzeba naszej lidze. Pozbycia się kiboli, do których trzeba dopłacać (bo np. kluby są wyrzucane z europejskich pucharów), a zdobycia prawdziwych fanów, którzy wstydziliby się przeszkadzać własnej drużynie. Rewolucji, po której na stadion będzie warto się wybrać - w razie niesatysfakcjonującego wyniku lub poziomu gry - choćby po to, by poderwać fajną laskę.

Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Wto 14:26, 30 Paź 2007 Back to top

Piszczek w wróci do Polski?
Przegląd Sportowy | 2007.10.30 09:55
Zagłębie Lubin i Wisła Kraków w dalszym ciągu są zainteresowane sprowadzeniem Łukasza Piszczka. Zawodnik Herthy Berlin miałby wrócić do Orange Ekstraklasy w czasie zimowego okienka transferowego - pisze "Przegląd Sportowy".

"W krążących na ten temat plotkach jest trochę racji, ale o konkretach będzie można porozmawiać dopiero po zakończeniu rundy jesiennej 1. Bundesligi" – mówi menedżer Piszczka Bartłomiej Bolek.


REKLAMA Czytaj dalej



Były zawodnik Zagłębia Lubin po kryzysie w ostatnich tygodniach, w dwóch poprzednich meczach zespołu ze stolicy Niemiec w końcu pojawił się na boisku. Z Werderem zagrał kwadrans, a w ostatnią sobotę z Bochum już od 61. minuty. Jednak nie w ataku, ale jako pomocnik. "W Hercie jest miejsce tylko dla jednego atakującego, którym jest Marko Pantelić. Dlatego Łukasz gotów jest grać też w drugiej linii, gdzie może wykorzystać swoją szybkość" – mówi jego menedżer.

Dzisiaj Herthę czeka mecz w Pucharze Niemiec z trzecioligową Borussią Wuppertal. Nie wiadomo, czy w tym spotkaniu zagra serbski napastnik, który narzeka na kontuzję uda. Być może w podstawowej jedenastce zastąpi go właśnie Piszczek. W tym sezonie reprezentant Polski, który ostatnio nie został jednak powołany przez Leo Beenhakkera na mecze z Kazachstanem i Węgrami, wystąpił w 5 ligowych spotkaniach zespołu z Berlina oraz jednym w Pucharze Niemiec.

Przegląd Sportowy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 14:58, 05 Lis 2007 Back to top

- Ludzi na "żylecie" nie interesuje drużyna i jej wyniki. Jeśli wciąż będą przeszkadzać piłkarzom, to całkiem prawdopodobne, że już wiosną zburzymy tę trybunę. O pół roku przyspieszy to powstanie nowego stadionu - mówi prezes Legii Leszek Miklas

Piłkarze i trener Legii wreszcie otwarcie powiedzieli kibolom: Dość! Ich zachowanie kapitan Aleksandar Vuković nazwał żenującym.

"Żyleta" to umowna nazwa całej trybuny otwartej, na której gromadzą się najgłośniejsi ludzie w szalikach Legii. To znaczy byli najgłośniejsi, bo od początku tego sezonu nie ma przy Łazienkowskiej dopingu. Czasem ktoś coś krzyknął, czasem chóralnie obrażono właścicieli klubu. - Być na stadionie i siedzieć w ciszy, mają prawo - mówi Miklas.

Ale podczas meczu z Odrą "żyleta" przekroczyła granice. Urządzili festyn w najgorszym tego słowa znaczeniu. Przebiegali z jednego sektora na drugi, śpiewali "Stary Walter mocno śpi...". Całość dopełniło skandaliczne zachowanie radnego PO Lecha Jaworskiego, który w ostatnim dniu ciszy wyborczej zafundował pod stadionem scenę, porządne nagłośnienie i muzykę (w stylu "Daj mi tę noc") słyszalną na stadionie. To z tej sceny przed końcem spotkania i po nim przemawiał do kiboli niejaki "Staruch" - dyrygujący wcześniej dopingiem na "żylecie", który został ukarany zakazem stadionowym. - Prawo jest jednoznaczne: zabrania nie tylko odpalania, ale nawet wnoszenia rac na stadion! Każdy, kto coś takiego zrobi, automatycznie dostaje zakaz i ma sprawę w sądzie grodzkim. Kilku osobom, które odpaliły race, cofnęliśmy zakazy. Zostali skazani na 30 dni prac społecznych, ale odpracowali je i wrócili na stadion - tłumaczy Miklas. To w imię solidarności ze Staruchem "żyleta" milczy.

Legia z Odrą przegrała w fatalnym stylu. Tydzień później uległa w Krakowie Wiśle i ma już osiem punktów straty. W środę kibole znów ganiali po trybunach i poszli o krok dalej - buczeli na piłkarzy, którzy męczyli się w Pucharze Polski z jednym z najsłabszych zespołów ligi z ŁKS (1:0).

- Jeśli wciąż będą przeszkadzać, nie wiem, czy wiosną nie ułatwimy procesu przebudowy stadionu - mówi prezes Legii. - Wcześniej planowaliśmy, że łuki i trybuna otwarta będą wyburzane stopniowo. Na koszt miasta miały powstać konstrukcje tymczasowe. Ale przychodzących na stadion nie interesuje ani drużyna, ani jej wyniki, więc całkiem prawdopodobne, że zamkniemy wszystkie trzy trybuny naraz. Oszczędzi to miastu kosztów i mniej więcej o pół roku przyspieszy powstanie nowego stadionu.

Skończyła się nasza cierpliwość. To, co dzieje się na naszym stadionie, to żenada i skandal - grzmiał po meczu z ŁKS kapitan Aleksandar Vuković. - To żadna przyjemność grać przy takiej publiczności. Jak dobrze ktoś zagrał, to siedzieli cicho. A jak tylko któryś z nas źle strzeli czy poda, to od razu słychać: "Ooooo". Niech nie udają, że są zakochani w Legii. Oni załatwiają jakieś swoje interesy.

- Czuliśmy się, jakbyśmy grali sparing na bocznym boisku, a nie mecz Pucharu Polski. Niech już skończy się ta runda, bo grać w takich warunkach nie ma sensu - stwierdził zły jak nigdy trener Jan Urban. - Jak mają tak się zachowywać, niech lepiej zostaną w domach - dodał Marcin Burkhardt. - Cieszę się, że zawodnicy wreszcie powiedzieli to, co myśleli od samego początku - mówi Miklas.

Do końca rundy jesiennej Legia nie podejmie żadnych decyzji. - Jeśli "żyleta" jest wypełniona, wpływy pokrywają koszty organizacji meczu i ochrony. Ale jeśli dalej będą przeszkadzać, od razu zamkniemy trybunę otwartą. Nie zamierzamy ustąpić - kończy Miklas.


Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 14:58, 05 Lis 2007 Back to top

LISTY. Jestem jedną z tych "fajnych lasek", które lubią od czasu do czasu pojawić się na stadionie. Z racji zamieszkania i rzecz jasna klubowych sympatii jest to stadion krakowskiej Wisły - żeby była jasność, z perspektywy jakiego kibica piszę.

Oto jak wygląda mój wypad na Wisłę.

Jeszcze zanim dotrę na stadion, przechodzę obok grupek "kibiców", którzy najprawdopodobniej na trzeźwo nie są w stanie "kibicować", ledwo wdrapują się na trybuny. A policja później się dziwi, że rozróba, że awantura, że chuligani? Zamiast przed samym meczem kilku (dziesięciu?) takich delikwentów na izbę wytrzeźwień... Przejdźmy dalej - stoję w megakolejce, a panowie dwie głowy wyżsi ode mnie z całym wyuczonym chamstwem pakują się przede mnie. Ale OK, po jakimś czasie udaje mi się wejść. Z moim biletem, na którym widnieje cena prawie 50 zł (tak było na Wisła - Legia w rundzie wiosennej), udaję się z duszą na ramieniu na swoje miejsce, na którym zastaję skończonego buraka, który na grzeczną prośbę o opuszczenie mojej miejscówki reaguje w taki sposób, że nie wypada cytować.

Rozglądam się - ochroniarza nie widać... Trudno. Znajduję więc jakieś inne miejsce i modlę się, żeby do rozpoczęcia meczu nikt się nie zjawił. Miejsce jest kiepskie, bo wiadomo - dobre wolne nie zostają. A przecież, do cholery, zapłaciłam za MOJE dobre miejsce. Mecz się zaczyna, obok nas pojawia się nagle 30-osobowa grupka 14-15-latków, którzy zajmują schody i wiszą na barierkach - połowy boiska nie widzę, chyba że stanę na moim krzesełku i podskoczę. Widzę, że pojawia się ochroniarz. Patrzy na gnojków stojących w niedozwolonym miejscu, ale ma sprawę gdzieś. Mecz się zaczyna. Do ochroniarza podejść nie można, bo wspomniane wcześniej dzieci blokują całe przejście. W przerwie udajemy się do niego, a on po raz kolejny się rozgląda, po czym... ucieka.

Cóż, małe niedogodności, że nie widzę kawałka boiska. Drobiazgowa nie jestem, cieszę się z meczu, kibicuję. I teraz przejdźmy do pozostałych kibiców - fajnie, śpiewy, fala, robi się gorąco, 3:1 dla nas. Wszystko jak najbardziej w porządku.

Nagle kibole wrzucają na boisko jakieś race czy inne gów** i mecz jest przerwany. Później cały (prawie...) stadion skanduje: "Legia to stara k****" i inne epitety, też na inne kluby. A prasa rozpisuje się o "fantastycznej atmosferze na stadionie".

Ludzie, przecież to jest dramat, dno, kanał i szambo. Rozumiem, że chamstwo musi się gdzieś wyżyć, ale czemu przez nich normalny człowiek nie może spokojnie pójść na mecz? Czemu tylko dla nich mamy rezerwować stadiony? Po co te ciężkie miliony na ich budowę w takim razie? Tacy ludzie mogliby równie dobrze bawić się na trybunach ziemnych albo w błocie, przynajmniej wygląd by to wszystko miało adekwatny do treści. Kibole muszą przestać rządzić na stadionach, i kropka. Do tego te kretyńskie rozgrywki między "kibicami" a zarządami klubów, na których nikt nic nie zyskuje, tylko widowisko traci, klub traci, piłkarze tracą... że już nie wspomnę o chamskim traktowaniu piłkarzy, którzy np. zmienili pracodawcę (patrz zachowanie kibiców wobec EMILIANa DOLHy na Wisła - LECH). Tak więc pora zacząć to zmieniać, nie przestańmy uznawać takie zachowanie za standard. Jak to się ma do prawdziwego kibicowania, do sympatii dla klubu, piłkarzy, jak to się w ogóle ma do sportu?

Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez KIBOL1922 dnia Pon 15:08, 05 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 15:00, 05 Lis 2007 Back to top

Kiedy "Gazeta" przed pięcioma laty rzucała ideę, by polski sport podratować importem zagranicznej myśli szkoleniowej, też porywaliśmy się na niemożliwe. Była głęboka noc czasu tokijskiego, trwał mundial, wymęczony bezbramkowym nudziarstwem Anglia - Nigeria pisałem w hotelu w Osace "Dekalog dla PZPN" - tekst nawołujący do zatrudnienia selekcjonera z zagranicy. Pomysł zdawał się księżycowy jak krajobraz japońskiej metropolii. Nasze trenerskie dinozaury mają przyznać, że są od nich lepsi, i jeszcze poprosić o pomoc? Majaki szaleńca.

A jednak się udało. Lozano, Beenhakker, Urlep, Bonitta, a nawet Wenta i Niemczyk, bo przecież obaj na swoje szczęście trenersko dojrzewali za granicą. Każdy coś wniósł, niektórzy dali medale, inni upajali naród triumfami nad Portugalią, czyli potęgami, z którymi piłkarze meczów o stawkę nie wygrywali od ćwierćwiecza.

To daje nadzieję, że z kibolami też się uda wygrać. Albo przepędzić ich ze stadionów, albo przeobrazić w kibiców.

Kibole Legii Warszawa zawzięli się i szkodzą własnej drużynie. Na początku sezonu milczeli, ale ponieważ milczenie nikogo nie obeszło, zaczęli aktywnie psuć widowisko. (Od razu wyjaśniam terminologiczny niuans: kibicami nazywam stadionowych bywalców, którzy fascynują się grą, szanują piłkarzy i chcą ich wspierać, nie wyznają barbarzyńskiej ideologii nakazującej nienawidzić wszystkich poza współwyznawcami, wyobrażają sobie mecz bez balastu wulgarności i agresji, które często ściągają potencjalnie piękne widowisko na dno prymitywizmu).

Kibole protestują, bo Legia postanowiła stawić opór ich mentalności i obyczajom. Kiboli szczególnie zabolało wydalenie ze stadionu kilku z nich, a przede wszystkim ich przywódcy - kogoś w rodzaju zapiewajły - więc mszczą się na zespole.

Aż nie wytrzymali kapitan Aleksandar Vuković i trener Jan Urban. Ich dramatyczne tyrady nie mają precedensu, może stanowią wręcz przełom w dziejach naszego futbolu, bo dotąd żaden piłkarz ani szkoleniowiec tak otwarcie nie skrytykował własnych kibiców. Nawet jeśli wielu miało ochotę, to jakiekolwiek odległe od pochlebstw sądy o fanach pozostawały sferą tabu.

Przepraszam znudzonych, że po raz wtóry wracam do tematu kibolstwa, ale cieszę się odwagą Vukovicia i wierzę, że jesteśmy świadkami początku niezwykle ważnej batalii. Batalii zdolnej odmienić cały nasz futbol.

Tłumaczyłem już w tej rubryce nonsensowność hasła "Legia to my" i jemu podobnych, dziś chciałbym zdemaskować oszustwo, którym kibolscy herszci usiłują zmanipulować opinię publiczną. W rozmaitych listach otwartych i na internetowych forach próbują fanom wmówić, że: 1) chcemy usunąć ze stadionów wszystkich szalikowców, by zastąpić ich tatusiami i mamusiami z dziećmi, zwanymi pogardliwie "piknikami"; 2) wszelkie zmiany zabiją atmosferę - ponoć wspaniałą - na trybunach, bo bez żywiołowego, zorganizowanego dopingu najaktywniejszych kibiców zapadnie głucha cisza; 3) popieramy działaczy usuwających niewygodnych im kibiców za przewinienia, które są ponoć zbyt błahe, by surowo za nie karać.

Po trzykroć kłamstwo. Nikt nie chce nikogo wypędzać. Albo kibole i szalony doping, albo kibice i cisza - to fałszywa alternatywa. Każdy może przyjść na stadion, jeśli przyjmie cywilizowane reguły gry. Każdy może przyjść i zagrzewać do szalonego dopingu. Więcej: chcemy, by przychodził. Piszę "my", bo "Gazeta" będzie się solidaryzowała z wszelkimi działaniami zmierzającymi do odchwaszczenia stadionów z barbarzyństwa i klimatów na poły kryminalnych.

Jeśli nawet zdzieranie gardeł zastąpią na pewien czas spontaniczne, odosobnione okrzyki, to futbol nie umrze. Kiedy pisałem poprzednie felietony o kibolstwie, część czytelników - zakładam, że życzliwych i chętnych do dyskusji - wystraszyło hasło "multipleks". Użyłem go, opisując atmosferę (i standard obiektów - to odrębna historia) ligi hiszpańskiej, którą niedawno zwiedzałem. Otóż przyznam szczerze: mojego entuzjazmu też nie wzbudza nieco teatralna widownia barcelońskiego Camp Nou czy madryckiego Santiago Bernabeu, wolę uporczywy jazgot legijnej "Żylety", która z łatwością zagłuszyłaby leniwy pomruk hiszpańskich gigantów. Ale mimo wszystko przedkładam dostojnie niemrawe brawa owych "pikników" nad chamstwo twardogłowych kiboli. Nad czytanie zamieszczanych tutaj opowieści dziewczyny, dla której wizyta na stadionie to trauma. Owszem, chcę ogłuszającego zgiełku szalikowców, ale nie chcę płacić zań tolerancją dla niepohamowanego chamstwa i agresji, które niekiedy - rzadko, ale jednak - przeradzają się w zawstydzające nas wszystkich skandale jak tamten wileński. Nie chcę na stadionie wersalu, akceptuję niewybredną opryskliwość kibicowskich środków wyrazu, zniosę nawet nieuniknioną wulgarność przyśpiewek, ale granice muszą istnieć. W Polsce, niestety, nie istnieją.

I ostatnia sprawa. Awanturujący się kibole są oburzeni, bowiem zakazy stadionowe Legia nałożyła na winnych rzekomo zbyt "małych" wykroczeń - jak odpalenie racy czy niesłuchanie się poleceń ochroniarzy. To uświadamia, jak przyzwolenie na stadionową wolną amerykankę przeorało ich świadomość. Otóż raca i "niesłuchanie się" to wystarczające powody, by opuścić szlaban. Prawo zakazuje nawet wnoszenia pirotechniki na stadion i dopóki się nie zmieni, nie ma nad czym debatować. Trzeba wreszcie zerwać z procederem absolutnej obojętności na wszelkie przepisy, która wpędza polską piłkę w chaos. Słowo klubowego stróża porządku musi być na trybunach święte tak jak w Anglii - do tamtejszego wzorca powinniśmy dążyć - gdzie porządku pilnują tzw. stewardzi. Tamtejsza wojna z bandytyzmem rozpoczęła się kiedyś od prostych zasad: przekroczysz namalowaną linię, płacisz grzywnę. Dopuszczasz się recydywy, zostajesz wyproszony.

Kluby mają prawo same dobierać gości, których wpuszczą na swój obiekt, i tworzyć dla nich własne regulaminy. Jak knajpy wystawiające w drzwiach selekcjonerów, jak kina nakazujące zajmować wyznaczone miejsca.

Dobrze, że Legia nie ustępuje, bo najgorsze - i najczęstsze - są właśnie zgniłe kompromisy tchórzliwych działaczy z kibolskimi prowodyrami, często niepotrafiącymi wymienić nazwisk piłkarzy swojej drużyny. To uderzające, że wściekli na właścicieli czy prezesów fani z najsilniejszych lig europejskich demonstrują pod klubowymi siedzibami i między meczami, by nie szkodzić Bogu ducha winnej drużynie. U nas uderza się w zawodników, którzy przecież nie rozdzielają zakazów stadionowych.

Oby inne kluby poszły drogą Legii (Cracovia już idzie), bo nadarza się szczególnie sprzyjający moment. Stadiony robią się coraz ładniejsze, gdzieniegdzie powstaną całkiem nowe, rośnie frekwencja. Niech z nimi kiełkuje nowa kultura, niech kluby inspirują, promują i dofinansowują grupy cywilizowanych fanów (jak Wisła sympatyków spoza Krakowa), którzy nie zaszantażują całego stadionu: musicie pozwolicie nam na wszystko, bo bez nas nie ma zabawy.

Szkoda, że milczą PZPN i władze Orange Ekstraklasy, bo proces wychowywania następnej generacji kibiców przyspieszyłyby szersze, systemowe akcje, począwszy np. od społecznej kampanii reklamowej, a skończywszy na zintegrowanej bazie danych, która umożliwiłaby rozszerzenie zakazu stadionowego na wszystkie obiekty w Polsce.

To wyzwanie dalece poważniejsze niż kampania promująca import obcej myśli szkoleniowej, ale i obiecujące dalece okazalsze profity. Garstka zagranicznych selekcjonerów nie wypełniła czarnej dziury wyrytej nieuctwem tubylczych pseudotrenerów, natomiast rewolucja na trybunach byłaby ostrym dziejowym zakrętem. Dopóki ludzie będą się bali chodzić po mieście w barwach ulubionego klubu, jego właściciele nigdy nie zarobią wystarczająco dużo, by kupić gwiazdy zdolne zachwycać w europejskich pucharach, a mecze Barcelony i Milanu pozostaną dla nas niedostępnym mirażem niczym seriale pokazujące sterylny kolorowy świat z wyższych sfer. Futbolowego biznesu nie da się prowadzić bez tysięcy ludzi, którzy chcieliby chodzić na stadion, ale się brzydzą lub boją. To jest prosty wybór: wolność kibolstwa albo radość z Ligi Mistrzów.


Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 21:12, 05 Lis 2007 Back to top

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Wto 13:15, 06 Lis 2007 Back to top

Jakiego stylu kibicowania chcemy - trwa debata
red
2007-11-05, ostatnia aktualizacja 2007-11-05 21:05

Nasze artykuły - zainspirowane protestem trybuny odkrytej na stadionie Legii Warszawa - wywołały ogromny odzew wśród czytelników.
...Dlatego godząc się na debatę o kibicowaniu mam prośbę: nie wracajmy już do spraw, o których nie ma sensu rozmawiać, bo reguluje je polskie prawo. Chętnie natomiast przeczytałbym pod tym postem o zjawiskach, które was na stadionie waszego klubu szczególnie irytują lub przeciwnie, bardzo was cieszą i są warte propagowania. (Tylko błagam o konkrety, które da się wprowadzić w życie, a nie nierealistyczne marzenia, by np. "kibice mniej przeklinali".) Obiecuję, że wszystkie konstruktywne, ciekawe refleksje przekażę szefom Ekstraklasy SA. pisze na swoim blogu Rafał Stec

Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Wto 19:41, 06 Lis 2007 Back to top

Kazik: Stadionową hołotę trzeba rozgonić!

Kazik broni klubu w konflikcie z kibicami.

Legia w sporze z kibolami z "Żylety" nie jest sama. - Terror bandytów stadionowych jest w najwyższym stopniu godzien wykorzenienia. Trzeba tę hołotę rozgonić - powiedział nam jeden z najsłynniejszych sympatyków Legii Warszawa, lider grupy Kult Kazik Staszewski.

Sportem zaraził go wuj, który był kibicem Cracovii, ale Kazik Staszewski - jeden z najpopularniejszych muzyków w historii polskiego rocka i punka, jest sympatykiem Legii Warszawa.

INTERIA.PL: Jak się uchowałeś z pasjami sportowymi w środowisku punkowców, gdzie sport nie jest mile widziany?

Kazik Staszewski, lider Kultu: To prawda. W naszej załodze mówiono, że "Przegląd Sportowy" to jest najbardziej "babilońska" gazeta i wstyd ją było czytać. Ja się z tym ukrywałem, ale sportem interesowałem się od bardzo dawna. Zaczęło się to od ... wujka, który był zresztą z Krakowa, był starym kibicem Cracovii. Po tym jak się przeniósł do Warszawy, został kibicem Legii i
zaczął mnie prowadzać na Legię.

Pamiętasz swój pierwszy dzień na Łazienkowskiej?

- Chyba miałem osiem lat i byłem świadkiem triumfu naszej stołecznej drużyny nad Zagłębiem Sosnowiec. Chyba było 3:2, ale nie jestem pewien. Natomiast swój drugi mecz pamiętam o wiele lepiej. Wygrana z LECHem POZNAŃ 2:0. Jeszcze wtedy grał Jan Pieszko, Robert Gadocha. Pamiętam tę Legię z Kazimierzem Deyną, Lesław Ćmikiewiczem, Gadochą, Pieszką w ataku, z Piotrem Mowlikiem na bramce.

Wyobrażasz sobie, że w Kulcie publiczność robi Ci bunty, próbuje wymusić zmianę repertuaru? Coś takiego dzieje się niestety w warszawskim klubie. Jak to odbierasz?

- Nie wyobrażam sobie czegoś takiego w Kulcie. Kiedyś, gdy graliśmy koncert w Gdyni, to bramka dosyć groźnie wyglądająca powiedziała: "Słuchaj, zadedykuj jakiś utwór Arce Gdynia". Ja odpowiedziałem: "Panowie, z całym szacunkiem, ale nie". Miałem trochę duszę na ramieniu przez cały koncert, bo tak się jakoś podejrzanie patrzyli.

Natomiast w tym całym konflikcie jestem za zarządem Legii Warszawa. Po prostu tą hołotę trzeba rozgonić!

Chodziłem z dziećmi na mecze i tego rodzaju historie traktowało się w sposób taki, że to jest dobrodziejstwo całego asortymentu. Swego czasu na Legii bardzo nielubiany był Jacek Wiśniewski, czy Józef Wandzik, jak z Panathinaikosem grali. Wtedy potworne wulgaryzmy pod adresem wymienionych padały. Nie mówiąc o tym, że czasami 15-20 minut drugiej połowy niemożliwe było do obejrzenia, bo akurat rozciągali gigantyczną flagę. Terror bandytów stadionowych jest po prostu w najwyższym stopniu godzien wykorzenienia.

W Krakowie zdaje się są podobne problemy na Cracovii i jestem za tym, aby to wyeliminować. Jest to totalna hołota i groźna hołota, której cały stadion się boi. Należy tylko życzyć kierownictwu i Legii, i Cracovii, aby te konflikty zaczęły się ich sukcesami.

Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL

INTERIA.PL


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Czw 13:17, 08 Lis 2007 Back to top

Artykuł nie dotyczy polskiej piłki nożenej, ale można w nim znależć elementy związane z LECHem oraz elementy związane z propagandą, którą serwuje Nam pan Stec - zresztą artykuł pochodzi z GW, więc nie ma się czemu dziwić.

Jeśli ktoś kupi bilet, może wejść na stadion - grzmią trybuny Sparty Praga. Klub odpowiada, że nie każdego wpuści na mecze

Fani wicelidera ligi czeskiej od miesięcy narzekają na formę piłkarzy. W sobotę, choć tego dnia nie rozgrywano meczu, na trybunach zawisł wielki plakat z napisem: "Ostatnie ostrzeżenie", a na ławce rezerwowych znaleziono znaczki z logo organizacji kibicowskiej. Nie wiadomo, kto i jak dostał się na obiekt. Zrobił to bez wiedzy klubu.

W odpowiedzi po niedzielnym zwycięstwie 5:0 w Most piłkarze nie podziękowali za doping. - To wszystko jest niepotrzebne. Oni kibicują Sparcie, my gramy dla Sparty. Nie powinniśmy występować przeciwko sobie - łagodził nastroje trener Michal Bilek.

Ale prezes Daniel Kretinsky się wściekł. Zapowiedział, że niektórych osób nie wpuści na stadion, mimo że nie mają zakazu stadionowego ani wyroku sądowego. - Dzięki monitoringowi łatwo wyłapać ludzi, którzy łamią regulamin stadionu, prowokują niecenzuralne przyśpiewki czy wywieszają flagi z niecenzuralnymi napisami - mówi dziennikarz "Lidove Noviny". - Kibice w razie niewpuszczenia na stadion zapowiedzieli pozwy do sądu. Kretinsky liczy się z tym. Twierdzi, że wygra, bo ma prawo wpuszczać tylko tych, których chce - dodaje.

Dodatkowo chce za 10 mln koron (371 tys. euro) kupić nowy system monitoringu. - To będzie radykalna zmiana, by polepszyć bezpieczeństwo i komfort na stadionie - podkreślił prezes.

Według relacji czeskich dziennikarzy z 10 tys. osób, które jeszcze w poprzednim sezonie przychodziły na mecze Sparty, problemy stwarza tylko 1 procent. - To nie są nawet setki, to dziesiątki - dodaje dziennikarz.

Władze klubu są zdeterminowane, by kibole w końcu zaczęli respektować przepisy w sprawie odpalania na stadionie rac. - Przepisy czeskiej federacji zabraniają nawet wnoszenia ich na stadion, ale to martwy przepis. W całej lidze Sparta jest pierwszym klubem, który chce walczyć z racami - mówi Czech.

Innym problemem są neonaziści. W sierpniu wspólnota żydowska Pragi wystosowała list otwarty, wzywając klub do zdecydowanej akcji przeciwko części swych sympatyków, którzy podczas meczów skandują antysemickie hasła. Do uspokojenia nastrojów nie przyczyniają się sami piłkarze. Rozgrywający Pavel Horvath otrzymał od Czeskiej Federacji grzywnę 7250 euro za nazistowskie pozdrowienie.

Frekwencja na stadionie mistrzów Czech spada. Ostatnie spotkanie oglądało niespełna 4 tys. widzów.


Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Sob 12:09, 10 Lis 2007 Back to top

W Warszawie futbol przegrał z bandą kiboli


Piłka nożna przegrała z bandą kiboli z Białegostoku, którzy wywiesili rasistowską flagę. Bezradni byli organizatorzy, delegaci PZPN

Delegat Andrzej Tomaszewski słusznie nie pozwolił rozpocząć drugiej połowy. Na płocie, za którym siedzieli kibole z Białegostoku wisiała flaga z rasistowskim symbolem "white power" (wzniesiona zaciśnięta pięść). Delegat nakazał ją zdjąć, ale nikt nie potrafił tego nakazu wyegzekwować od bandy lżących PZPN kiboli. Nie pomogły prośby (!!!) wiceprezesa Jagiellonii, ani kilkunastominutowe rozmowy bramkarza gości Jacka Banaszyńskiego. W akcie desperacji ochroniarze rozłożyli na treningowej bramce wielką plandekę i zasłonili flagę. Kiedy sędzia wznowił mecz, przewiesili ją tak, że była idealnie widoczna. To kompromitacja polskiej piłki. Kibole jeszcze raz zadrwili sobie z prawa i pokazali, że mogą robić na stadionach, co im się podoba. Co jeszcze mają zrobić, żeby PZPN i Ekstraklasa wyrzucili ich z trybun?

Sam mecz był słaby. Jagiellonia miała jedną idealną okazję i jej nie wykorzystała. Legia różniła się tym, że miała ich co najmniej sześć i też gola nie zdobyła. Piotr Giza i Takesure Chinyama prześcigali się w marnowaniu świetnych sytuacji. Jeśli Wisła wygra dziś z Groclinem będzie miała już dziesięć punktów więcej niż Legia. Jagiellonia nie przegrała trzeciego meczu z kolei.

Za sport.pl

I komentarz Rafała Steca

Kibol znów wygrał

Z półgodzinnym opóźnieniem rozpoczęła się druga połowa meczu Legia - Jagiellonia. Przedstawiciel PZPN nie pozwalał wznowić gry, bowiem w sektorze białostockich kiboli wisiał transparent z symbolem ideologii rasistowskiej. Pod trybuną próbował negocjować kapitan drużyny gości Jacek Banaszyński. Nic nie wskórał. Kibol znów był górą. Naszą wspólną - fanów futbolu - kapitulację zobaczyliśmy, gdy rozpoczęła się żenująca szopka z przesuwaniem obwieszonej jakąś szmatą bramki, która miała zasłonić transparent.

Równocześnie nadzwyczaj klarowną sytuację zaciemniał Kazimierz Węgrzyn. Komentator Canal+ jął zrzędzić na nadgorliwego rzekomo delegata PZPN, który jego zdaniem ”musiał się bardzo rozglądać”, by znaleźć zakazaną flagę. I nie było to przejęzyczenie! Węgrzyn, telewizyjny autorytet od polskiej ligi, jeszcze kilka razy pomarudził, że przecież na takie drobiazgi ”można przymknąć oko”.

Sytuacja była nadzwyczaj klarowna, bowiem bezkompromisową walkę z rasizmem na stadionach podjęły międzynarodowe władze piłkarskie i to ich dyrektyw trzyma się PZPN. Delegat nie miał czego interpretować, w ręku trzymał listę zakazanych symboli. Przepisy są jasne: albo rasistowski znak zniknie, albo meczu nie będzie.

Węgrzyn usiłował uczynić incydent niejednoznacznym, zdradzając, że cierpi na chorobę od lat toczącą polski futbol: pogardę dla prawa, tolerowanie ”pomniejszych” nieprawidłowości, których nagminność osiąga później swą kulminację w wielkich skandalach, często głośnych w całej Europie.

Znów przekonaliśmy się też, że sformułowana niedawno na łamach ”Gazety” definicja ”kibola” jest trafna. Kibola nie obchodzi sport, kibol nie zdejmie zabronionego transparentu, nawet jeśli poprosi go o to piłkarz, nawet jeśli ryzykuje, iż mecz nie zostanie wznowiony.

Kibol nie tyle wygrał, co odniósł wielki triumf. Transparent został zawieszony wyżej i tak wyeksponowany straszył do ostatniego gwizdka. A po nim piłkarze podbiegli do kiboli i przybijali z nimi piątki.

PS. Dzwoniłem po meczu do Michała Listkiewicza. Wysiadał właśnie z samolotu, nie wiedział, co się działo na stadionie w Warszawie przy Łazienkowskiej. Po mojej relacji rzucił, że PZPN będzie rozważał, czy od rundy wiosennej za wywieszanie flag z hasłami lub symbolami o treści rasistowskiej (lub innej zakazanej) nie karać klubów walkowerem. Oczywiście klubów, których kibice je wywieszą.

Źroódło: A jednak się kręci


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 13:10, 12 Lis 2007 Back to top

Przepraszam. To nie był rasizm
Rafał Stec
2007-11-11, ostatnia aktualizacja 2007-11-11 18:37

Niezależnie od kolejnych decyzji władz piłkarskich uważam, że symboliki z flagi ultrasów Jagiellonii wiszącej w piątek na trybunie stadionu Legii nie sposób zaklasyfikować jako rasistowskiej.


Wzniesioną zaciśniętą pięść można znaleźć na logo wielu organizacji - od propagujących ideologię faszystowską po propagujące idee radykalnie odmienne.

Mój błąd wziął się z nadmiernego zaufania, którego udzieliłem delegatowi PZPN, oraz znajomości stadionowych obyczajów. Znam surową politykę UEFA chcącą wykopać rasizm ze stadionów, znam jej twardą dyrektywę nakazującą nie rozpoczynać gry przed usunięciem zabronionych transparentów, wiem, że Andrzej Tomaszewski miał ze sobą listę zakazanych znaków, więc sprawę uznałem za wybitnie klarowną i bezdyskusyjną. Nie rozpoznaję całej, zapewne bogatej, symboliki ruchów faszyzujących i ksenofobicznych, dlatego oparłem się na autorytecie człowieka, który miał dysponować pełną wiedzą. Pełną wiedzą, czyli zestawem zakazanych obrazków. Może delegat okazał się nadgorliwy, może zabrakło mu zdrowego rozsądku.

Na mój pochopny osąd wpłynęła też znajomość ligowych realiów. Na stadionach od lat wiszą transparenty o treści zakazanej lub utrzymanej w poetyce kryminalnej. Dlatego rasistowski symbol na trybunach jakoś szczególnie by mnie nie zdziwił. Zaskoczony byłbym, gdyby projektanci flagi Jagiellonii wzorowali się na logo ruchów ekologicznych lub pacyfistycznych, które również używały symbolu zaciśniętej pięści.

To wszystko gwoli wyjaśnienia, okoliczności mnie bowiem nie usprawiedliwiają. Jeśli komuś zarzucasz rasizm, potrzebujesz twardych dowodów. Ja ich nie mam. Jeszcze raz przepraszam.

Przepraszam, choć podtrzymuję opinię o triumfie kibolstwa. Kibolstwa, którego organizatorzy nie są w stanie zmusić do usunięcia niepożądanej flagi (rozmawiamy tutaj o momencie, w którym obowiązuje diagnoza delegata - transparent łamie prawo). Kibolstwa, które nie zgodzi się na zasłonięcie flagi, nawet jeśli proszą o to piłkarz i prezes klubu, nawet jeśli obserwator grozi niedokończeniem meczu. Futbolem się przecież niespecjalnie interesują. Wolą palić szaliki. Rozumiem wściekłość trenera Jana Urbana, który na konferencji prasowej nie potrafił zrozumieć, dlaczego w innych krajach potrzebują minuty, by skonfiskować transparent, a u nas jest to niemożliwe.

Podtrzymuję też opinię o kompletnie nieodpowiedzialnej postawie Kazimierza Węgrzyna. Komentator Canal+ przyjął wersję delegata PZPN, nie kwestionował orzekniętej przez niego nielegalności flagi, a mimo to atakował go - wielokrotnie - za trzymanie się regulaminu. Apelował o przymykanie oka, czyli tolerowanie niegroźnego jego zdaniem łamania prawa.

Zdaję sobie sprawę, że wrogowie kampanii "Gazety" o oczyszczenie stadionów z kibolskiej mentalności wpadli w ekstazę, że wypominaniem mojej wpadki będą starali się zastąpić wszelkie merytoryczne argumenty. Dostali wspaniały prezent.

Ale my nie zrezygnujemy. Kibole wpadek zaliczyli znacznie więcej, bo chuliganić lubią na masową skalę (wracający pociągiem do Białegostoku szarpnęli za hamulec bezpieczeństwa i wyskoczyli na peron, by zaatakować policję). Dlatego nie modyfikujemy naszej definicji kibolstwa, nie porzucamy marzeń o lepszym jutrze na stadionach. Wciąż będziemy apelować, przekonywać, zachęcać do walki o mentalnościowy, obyczajowy i estetyczny przełom.

Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 13:13, 12 Lis 2007 Back to top

"Jeb... PZPN!" i inne, czyli raport "Weekend z kibolem"
cg
2007-11-11, ostatnia aktualizacja 2007-11-11 19:21

(Uwaga! Do czytania tylko dla dorosłych) Weekend z kibolami na piłkarskich stadionach - raport Gazety Wyborczej i Sport.pl. Rozbite okulary masażysty ŁKS i kamieniem w sędziego na stadionie Ruchu w Chorzowie. IV-ligowa Pogoń Szczecin: "Pozdrowienia do więzienia".

Sprawdziliśmy w weekend, jak kibicuje się na polskich stadionach. Kibole Legii i Jagiellonii nie znoszą się, ale gdy delegat PZPN opóźnił rozpoczęcie drugiej połowy, zgodnie ryczeli: "PZPN, PZPN, jebać, jebać PZPN".

Ruch grał w Chorzowie z ŁKS. "Gola, gola, gola, strzelcie kurwom gola!" - krzyknęła już w drugiej minucie część widzów. Szalikowców z Łodzi nie było, bo... mają zakaz wyjazdów.

Jerzy Kowalski, delegat PZPN: - W pięciostopniowej skali zachowanie kibiców Ruchu oceniłem na trzy. Każde przekleństwo odnotowałem w pomeczowym protokole, który trafi do PZPN i Orange Ekstraklasy.

Kowalski był jednak zdziwiony, że zaraz po pierwszym gwizdku usłyszał okrzyk: "Jebać PZPN". - Szalikowcy coraz częściej traktują go jak kolejną przyśpiewkę - dodaje delegat. Nawet nie czekają z nią na kontrowersyjną ich zdaniem decyzję sędziego.

Na stadionie Ruchu znalazł się też bandyta, który rzucił śnieżką w masażystę ŁKS i rozbił mu okulary. Kamień poleciał w kierunku asystenta sędziego. Kowalski: - Ze 4 cm średnicy, miałem go w rękach. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby trafił sędziego w głowę.

W Poznaniu, gdzie stadion rzadko nie jest wypełniony po brzegi, pojedynczym kibolom wyrywały się "kurwy" i "chuje.". Razem krzyknęli w 30. min. "Nie kurwa [chodzi o Legię] ani żaden Śląsk, ani Pogoń śledzie. Na całe gardło krzyczmy wraz - mistrzem Polski będzie LECH".

Wulgarne okrzyki nie zdziwiły delegata na mecz Odra Wodzisław - Cracovia. Po żółtej kartce dla Jakuba Grzegorzewskiego w 25. min stadion ryknął: "Jebać PZPN". - Takie okrzyki to dla nas normalka - stwierdził Jerzy Lula. - Żeby była jasność, jeden okrzyk to naprawdę nic, to zawsze będzie się zdarzać i nie może rzutować na opinię o całości. W Wodzisławiu widać było dobrą pracę kierownika do spraw bezpieczeństwa. Generalnie zaobserwowałem zmiany na lepsze.

Na drugoligowym meczu GKS Katowice - ŁKS Łomża delegat ocenił, że zachowanie kibiców było poprawne. - Doping był żywy i sportowy - mówi Wiesław Biernat. - Włączeni byli w niego wszyscy kibice na stadionie. Szczególnie warte podkreślenia były elementy rozgrzewające dopingu, czyli podskakiwanie. Co prawda zdarzyły się dwie incydentalne przyśpiewki na temat policji i PZPN, ale były one kompletnie bez znaczenia.

Bez znaczenia wpisał więc do protokołu: "Zawsze i wszędzie policja jebana będzie" oraz tradycyjne już "Jebać PZPN".

Trybuny stadionu Podbeskidzia w Bielsku-Białej, mecz ze Stalą Stalowa Wola. 5. min: "Sędzia chuj" po słusznym karnym dla gości. 13. min - w stronę piłkarzy Stali lecą z trybuny kiboli śnieżki. 50. min: "Sędzia chuj" po nieuznanej bramce dla Podbeskidzia. 65. min: "Wypierdalaj" do schodzącego z boiska piłkarza Stali. 68. min: "Wypierdalaj" do zwracającego uwagę spikera. 70. min: "Jebać PZPN". 85. min: "Jebać PZPN".

Delegat PZPN Jan Bzowy zagroził w przerwie przerwaniem meczu, jeśli na murawę spadnie choćby jedna jeszcze śnieżka ze strony trybun. - Odnotowałem wszystkie wyzwiska, przyśpiewki, wulgaryzmy, włącznie ze znanym pod adresem PZPN - opowiada Bzowy. Po meczu kibole obrzucili sędziego kulami śnieżnymi, a potem kilku pomaszerowało pod sędziowską szatnię. Jegomośc w średnim wieku (pewnie ktoś związany z klubem, bo miał przepustkę aż do pomieszczeń zawodników i sędziów) oświadczył arbitrowił, że i tak ma szczęście, że... cały opuszcza Bielsko.

Zdegradowana w tym roku do czwartej ligi Pogoń Szczecin przyciągnęła zaledwie 700 ludzi na mecz z Lechem Czaplinek, ale nie zabrakło flagi "Pozdrowienia do więzienia". Odpalili kilka rac, ale sami je ugasili i po meczu... posprzątali.

Aż do niedzieli trybuny Motoru Lublin były puste, bo na dwa mecze stadion był zamkniety za zadymy, a dwa następne kibole zbojkotowali, protestując przeciw kartom kibiców. Wczoraj klub dogadał się z protestującymi i w meczu z Piastem kibice uczcili Dzień Niepodległości olbrzymą flagą z hasłem "Dulce et decorum est pro patria mori", a także wizerunkami przywódców, którzy doprowadzili Polskę do wolności. Przed meczem fani wraz z zawodnikami i trenerami zbierali słodycze i zabawki dla Domu Dziecka. Dwukrotnie grupka kiboli próbowała skandować jeb... PZPN, a dwa razy sędzia ch..., ale zostali uciszeni przez kibiców

Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez KIBOL1922 dnia Pon 13:27, 12 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 13:16, 12 Lis 2007 Back to top

Prezes Jagiellonii: Zareagujemy dopiero po wyroku sądu
Rozmawiał Jacek Sarzało
2007-11-11, ostatnia aktualizacja 2007-11-11 21:21

Prezes Jagielonii mówi Sport.pl, że nie zamierza karać zadymiarzy ze swojego klubu, którzy stoczyli bitwę z policją w pociągu z Warszawy. Prezes Puchalski jechał pociągiem z kibolami - i zapowiada, że dalej będzie tak robił.


Dwóch policjantów jest lekko rannych, 16-letni chłopak został postrzelony w nogę. Bandyci zniszczyli pięć radiowozów, wagony pociągu mają wybite szyby. Pięciu chuliganów wracających z meczu Legia - Jagiellonia zatrzymała policja w podwarszawskiej Zielonce.

W pociągu było 1200 kibiców z Białegostoku. W Zielonce ktoś pociągnął za hamulec bezpieczeństwa - na tory wyskoczyli kibole Jagiellonii i wdali się w bójkę z kibolami Legii. Ci pierwsi twierdzą, że wcześniej wagony zostały obrzucone kamieniami. Według nich z pociągu wyskoczyło góra 20 osób, a interwencja posiłków policyjnych była brutalna. Policja utrzymuje, że w awanturach brało udział kilkuset agresywnych chuliganów z Białegostoku.

Jacek Sarzało: Podobno pan też był w pociągu?

Aleksander Puchalski, prezes Jagiellonii Białystok: Owszem, byłem.

I też bił się pan z policją?

- Raczy pan żartować. Też jestem wstrząśnięty tymi wydarzeniami i stanowczo je potępiam. Grupa chuliganów zrobiła antyreklamę całemu klubowi, tysiącom wiernych i przyzwoicie się zachowujących fanów.

Grupa? Policja mówi, że na tory w Zielonce wyskoczyło ich kilkuset.

- Wie pan, ilu jest zatrzymanych? Pięciu. Możliwe, że część osób wyszła na tory zobaczyć po prostu, co się dzieje, ale nie brali udziału w zamieszkach. A zachowanie niektórych funkcjonariuszy przypomniało mi najgorsze wzory ze stanu wojennego. Dla jednego wyłącznym argumentem w rozmowie ze mną była pałka.

Nie uważa pan, że prezesa klubu nie powinno być między chuliganami? Czy w ten sposób pan ich nie legitymizuje?

- Po pierwsze, nie siedziałem w wagonie, z którego wybiegli chuligani, a po drugie, nie uważam, że prezes jeżdżący tym samym pociągiem co 1200 kibiców cokolwiek lub kogokolwiek legitymizuje. A już na pewno nie wyskoki grupy łobuzów. I chcę jasno powiedzieć, że jeżeli jeszcze kiedykolwiek będą organizowane wyjazdy na mecze mojego klubu, może się zdarzyć, że nadal będę na nie jeździł pociągiem z kibicami. Zresztą obok mnie jest w tej chwili szef stowarzyszenia kibiców Jagiellonii i razem uważamy, że zawiniła garstka, a niezasłużone skutki ponoszą tysiące. A od oceniania mnie jest rada nadzorcza klubu.

Nie może pan ukarać zadymiarzy?

- Od łapania i karania winnych jest policja i sąd.

Ale przecież może pan wydać zakaz stadionowy.

- Jeżeli dostanę dowody od kompetentnych organów. Kiedy sąd wyda wyrok, my w klubie na pewno nie pozostawimy tego bez reakcji.

W czasie meczu na stadionie też tylko grupa paliła szaliki rywala i rzucała obelgi? Przecież bluzgał cały sektor Jagiellonii.

- Szaliki płonęły trzy, podpalone przez kilka osób. A co do okrzyków, to na meczach w całej Europie dalekie są one od ideału.

Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin